Autor:

2016-11-25, Aktualizacja: 2016-11-25 10:06

Horst: Zbrodnia, kara i 17 odciętych stóp

Jørn Lier Horst uważany jest za jednego z najwybitniejszych norweskich twórców kryminału. Jego pełnokrwiste postaci mają swoje zakorzenienie w osobistych doświadczeniach autora, który wiele lat pracował w norweskiej policji. Najnowsza książka Horsta, "Szumowiny", jest opowieścią nie tylko o tajemniczych zbrodniach, ale także komentarzem na temat wymiaru sprawiedliwości i sensowności kary.

Jørn Lier Horst (ur. 27 lutego 1970 w Bamble) – norweski pisarz. Stworzył cykl powieści kryminalnych, w których głównym bohaterem jest William Wisting, policjant, pracujący w Larvik. Na swoim koncie ma również powieści kryminalne dla młodszych czytelników. W 2013 jego powieść "Psy gończe" ("Jakthundene") została wyróżniona Nagrodą Rivertona, w 2016 jego "Jaskiniowiec" ("Hulemannen") otrzymał nagrodę The Petrona Award jako najlepsza skandynawska powieść roku. W 2016 r. ukazały się polskie przekłady jego książek "Ślepy trop" i "Szumowiny".

Zanim został Pan pisarzem, pracował Pan jako policjant. W jaki sposób wpłynęło to na pisarstwo?

Aż do wiosny 2013 roku pracowałem jako główny śledczy policyjny w Vestfold, w powiecie, w którym 450 pracowników policji przypada na 250 tysięcy mieszkańców. Taka praca stwarzała świetne warunki do obserwacji społeczeństwa i była dobrym punktem startowym do pisania realistycznej prozy kryminalnej.
Doświadczenie w policji pod wieloma względami ukształtowało mnie jako człowieka, a ślady tego znaleźć można w moich książkach. Dzięki tej pracy mogłem przekroczyć granicę policyjnej taśmy i spacerować pośród dowodów ciężkich przestępstw, zobaczyć następstwa nieustającej walki, wejść do zamkniętego pokoju, który skrywał niezbadane sekrety... Właśnie tam lubię zabierać moich czytelników.



© Materiały prasowe



Istnieją jakieś podobieństwa pomiędzy Panem, a bohaterem Pańskich książek - Williamem Wistingiem?

Mając dość pijaczków, którzy to na ogół rozwiązują kryminalne zagadki w literaturze norweskiej, stworzyłem Williama Wistinga, sympatycznego gliniarza. Takiego, którego znałem z mojej codziennej pracy w policji. Jest dobrym i sprawiedliwym funkcjonariuszem, ale przede wszystkim dobrodusznym i serdecznym człowiekiem. To dokładny i skupiony śledczy, nieszczególnie troszczący się o siebie, ale zaangażowany społecznie. Oczywiście, to byłaby zarozumiałość, gdybym powiedział, że te aspekty jego natury nas łączą, ale Wisting ma w sobie coś ze mnie oraz w niewielkim stopniu także z mojego teścia, który był niezwykle towarzyskim i lubianym policjantem.

W jednej ze scen “Szumowin” główny bohater wkracza do domu podejrzanego. Orientując się, że nie ma nakazu, wycofuje się i odchodzi. Czy właśnie takie sceny odróżniają norweski kryminał od tego amerykańskiego, w którym policjant w stylu Brudnego Harry'ego włamuje się do domu podejrzanego bez żadnych wyrzutów sumienia?

Jeśli już, to raczej wskazuje to na mój sposób pisania kryminałów. Lubię myśleć, że fabuła moich książek mogłaby być wzięta z życia prawdziwego policjanta. Tak jeśli chodzi o procedury policyjne, jak i samą historię. Większość policjantów przestrzega przepisów. Ten szacunek dla zasad to odzwierciedlenie mojego doświadczenia z pracy śledczego. Nauczyłem się w niej, jaką wartość ma dobra reputacja i zaufanie do kolegów. Nikt nie skorzysta na tym, jak policjanci zaczną naginać przepisy.



© Materiały prasowe




W "Szumowinach", i zakładam, że także w innych częściach cyklu o Wistingu, nie ma wielu strzelanin, zagadek rodem z Bonda, wysadzania miast, i tym podobnych. Czy Pańskie osobiste doświadczenie pomaga w tworzeniu bardziej wiarygodnej i realistycznej prozy?

Praca śledczego nauczyła mnie wiele na temat śmierci i jeszcze więcej na temat życia. Spotkałem ofiary przestępstw i ich rodziny. Przez wiele lat do moich obowiązków należało także przesłuchiwanie tych, którzy te zbrodnie popełniali. Możliwość stania twarzą w twarz z gniewem, smutkiem, rozpaczą i wyrzutami sumienia innych ludzi była dla mnie bezcenna. Pomogło to w stworzeniu prawdziwego nerwu, przebiegającego przez tę najnowszą książkę i wszystkie kolejne, które jeszcze napiszę.


Bohaterowie "Szumowin" często wypowiadają się na temat norweskiego systemu karnego. Czy to także Pańskie osobiste zdanie?

Tak. Tematem tej książki równie dobrze może być zbrodnia i kara. W tej powieści Line (jedna z głównych postaci - przyp. red.) rozmawia z sześcioma osobami skazanymi w sumie na 100 lat więzienia. W ten sposób próbuje dowiedzieć się, czy kara zmieniła ich na lepszych ludzi. W jednym przypadku odpowiedź brzmi: “stanowcz nie”. Przez 20 lat mojej pracy w policji, sprawiłem, że wiele osób dostało kary długoletniego więzienia. Zadawałem sobie często pytanie: "w jaki sposób ta kara wpłynie na nich, a w jaki sposób na społeczeństwo?" Tytuł "Szumowiny" wziął się z rozmowy z mężczyzną, odsiadującym swój szósty wyrok, tym razem za morderstwo. Opowiedział mi, w jaki sposób po wyjściu z więzienia nie tylko wylądował na społecznym marginesie, ale również kompletnie się stoczył i stał się szumowiną.

© Materiały prasowe



Akcja "Szumowin" krąży wokół skomplikowanej intrygi, zawierającej wiele detali z zakresu oceanografii. W jaki sposób przygotowywał się Pan do pisania?


Okazało się, że mam znajomego, który interesuje się tymi tematami znacznie bardziej niż ja. Zawsze dobrze jest posiadać dobrych kolegów.


Książka była inspirowana prawdziwymi wydarzeniami?

Tak. Latem 2008 roku przeczytałem newsa, który obiegł świat. Kanadyjska agencja informacyjna donosiła, że wzdłuż wybrzeża Kolumbii Brytyjskiej w ciągu sześciu miesięcy z wody wypłynęło na brzeg kilka odciętych prawych stóp. Mnożyły się przeróżne spekulacje, od hipotez o ataku rekina, po seryjnego mordercę. Jednak to nie same makabryczne znaleziska przyciągnęły moją uwagę, ale niewyjaśniona zagadka. Tajemnica. Sprawa do dziś pozostała niewyjaśniona i w przeciwieństwie do mojej historii, w której zagadka znajduje logiczne rozwiązanie, ta sprawa wciąż się rozwija. W sumie w Kanadzie znaleziono 17 odciętych stóp. Magazyn "Times" stworzył listę największych nierozwiązanych zagadek kryminalnych świata. Ta sprawa została uznana za numer 7.


Rozmawiał Przemysław Ziemichód, dziennikarz warszawa.naszemiasto.pl
Zdjęcie główne: materiały prasowe
  •  Komentarze

Komentarze (0)