Autor:

2016-11-04, Aktualizacja: 2016-11-04 19:44 źródło: Naszemiasto.pl

Just Edi Show: Ludzie patrzą na ciebie jak na wariata i myślą: "kim ty w ogóle jesteś?"

Adrian Pruski to performer i iluzjonista znany szerzej jako Just Edi Show, dla którego ulica stała się drugim domem. - Żeby na niej wystąpić, trzeba być naprawdę dobrym. Najlepszy artysta estradowy nie zrobi pokazu na ulicy, ale najlepszy artysta uliczny da radę zrobić show również na estradzie - mówi. 26 listopada zobaczymy go w finale 9. edycji programu "Mam Talent", gdzie - jak zapowiada - zamierza zmienić nasze postrzeganie iluzji.

W liceum byłeś w klasie biologiczno-chemicznej, wiele razy powtarzałeś, że chcesz studiować farmację. Później wyjechałeś na studia biotechnologiczne do Edynburga. Co się stało, że jednak postanowiłeś poświęcić swoje życie pokazom iluzji?

Do Edynburga pojechałem pięć miesięcy przed rozpoczęciem studiów, wyników matury nie odbierałem sam. W Szkocji zobaczyłem artystów na ulicy i pomyślałem, że przecież też jestem dobry w żonglerce, to było wtedy moją pasją. Postanowiłem, że wyjdę na ulicę, położę kapelusz na ziemi i trochę zarobię, aby łatwiej było mi się utrzymać na studiach. Po tygodniu spotkałem jednak artystów, dla których występy uliczne nie były metodą na zdobycie pieniędzy, ale po prostu sposobem na życie. Bardzo mnie to pochłonęło, zacząłem się z nimi spotykać, integrować, wpadłem w to środowisko i zanim się obejrzałem, pokochałem ulicę, ten styl życia, emocje, wrażenia zabawę z ludźmi. No i nie poszedłem na studia (śmiech).


© facebook.com/JustEdiShow



Przez rok podróżowałem po Europie z artystami z planem w głowie, że wrócę na uczelnię za rok, jeśli mi się nie uda w branży artystycznej. Okazało się jednak, że wszystko przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Nauczyłem się bawić na pokazach ulicznych, dawać ludziom radość, a do tego podróżowałem i sam na siebie zarabiałem, więc zdecydowałam, że nie wrócę na studia. Jeszcze rok pojeździłem po różnych miejscach, od czasu do czasu wracając do Polski i trenując, a później podjąłem decyzję, że wracam do kraju i tutaj będę zawodowo występował. Zacząłem organizować festiwale artystów ulicznych, zwiedziłem każde miejsce w Polsce, które nadaje się do zorganizowana takiego występu – od wiosek, w których mieszkało kilka tysięcy osób, po największe miasta, takie jak: Warszawa, Wrocław, wszystkie kurorty turystyczne. Śmiało można powiedzieć, że byłem w każdym miejscu, gdzie można wykonać taki pokaz.

A gdzie nie można w takim razie?

W takich miejscowościach, gdzie nie ma deptaku, miejsc przeznaczonych na animacje uliczne, placów.

Czyli okres, kiedy powinieneś pójść na studia, okazał się kluczowy, a hobby stało się sposobem na życie

Tak, choć już w liceum, w wieku 17 lat, zacząłem robić pokazy grupowe, takie chałtury, np. na weselach. Dzięki temu uniezależniłem się finansowo i kontynuowałem to po wyjeździe do Edynburga.

Jak właściwie można Cię nazwać i jak sam o sobie mówisz? Jesteś performerem, magikiem, iluzjonistą, cyrkowcem, kuglarzem… ?

Słowo performer zdecydowanie najlepiej określa te wszystkie rzeczy, które robię. Obecnie nie występuję tylko na ulicy, choć robię to zawsze, kiedy mam wolny czas, ale też na imprezach zamkniętych, eventowych czy dużych, plenerowych wydarzeniach. Jestem więc performerem ulicznym i estradowym. Słowo performer najlepiej trafia w sedno.

Ile mniej więcej zarabiasz na jednym pokazie ulicznym? Ludzie chętnie wrzucają pieniądze?

Z tym bywa różnie. Kiedy zaczynałem występy, nie byłem profesjonalnym artystą ulicznym, o ile teraz mogę się tak nazwać, bo nie skończyłem przecież szkoły, ale wykonałem tysiące pokazów. Już wiem, jak takie show przygotować, żeby wyglądało profesjonalnie. Kiedy stałem się profesjonalistą, to takie kwoty za jeden pokaz łatwiej jest oszacować, ale nie o to tutaj chodzi. Nie chcę, żeby to zostało źle odebrane, ale kiedy decydujesz się na występy uliczne i taki sposób życia, nie zastanawiasz się nad tym, że organizujesz pokaz i ile na nim zarobisz. To nie jest to samo, co pokaz, na który sprzedajesz bilety. Na ulicy wychodzisz do ludzi i ci ludzie zostają z tobą, bo im się to podoba, bo cię lubią i na koniec rzucają tyle, na ile ich stać i na ile uważają, że byłeś dobry i zasłużyłeś.
Będąc artystą ulicznym, nie powinno się wychodzić na pokaz z założeniem, że tego dnia musisz zarobić konkretną kwotę. Ja nigdy tego nie robiłem, nigdy nie zaczynałem występu z myślą, że wychodzę do pracy i robię to dla pieniędzy.



© facebook.com/JustEdiShow



Przez pięć lat ulica była dla mnie spełnieniem ambicji. Niedawno pojawiły się nowe, które sprawiły, że ulicę traktuję bardziej jak hobby i wychodzę na nią raz na jakiś czas. Mam 26 lat, pojawiły się nowe cele i teraz bardzo dużą wagę przykładam do organizacji festiwali artystów ulicznych. To wymaga ode mnie poświęcenia czasu na spotkania biznesowe, żeby zachęcać sponsorów do tworzenia fajnych imprez w Polsce.

Wyjście na ulicę jest trudne? Nigdy przecież nie masz pewności, że ludziom spodoba się Twoje show.

Bardzo trudne! Moje pierwsze pokazy uliczne to było zderzenie z taką dawką stresu, że nie da się tego opisać. Na dodatek zaczynałem za granicą. Co prawda angielski mam "fluent", ale inaczej czujesz się, kiedy mówisz w swoim ojczystym języku i możesz zaimprowizować żart. W języku obcym nie zrobisz tego aż tak dobrze. No i wychodzisz, ludzie się na ciebie patrzą jak na wariata i zastanawiają: "kim ty w ogóle jesteś? Co chcesz nam pokazać? Gdybyś był dobry, byłbyś w telewizji, a skoro występujesz na ulicy, to raczej jesteś słaby". To jest takie typowe myślenie ludzi, ale w rzeczywistości wygląda to zupełnie odwrotnie.
Żeby wystąpić na ulicy, trzeba być naprawdę dobrym. Najlepszy artysta estradowy nie zrobi pokazu na ulicy, ale najlepszy artysta uliczny da radę zrobić ogromne show, również na estradzie.
Świat występów ulicznych bardzo mocno weryfikuje umiejętności, stawia przed ogromnym stresem i wyzwaniem, ale jednocześnie przynosi masę satysfakcji.

Parę lat temu kilkakrotnie widziałam Cię na placu Zamkowym w Warszawie. Zebrały się wokół Ciebie tłumy, ale jestem ciekawa, czy kiedyś ktoś do Ciebie podszedł i powiedział, że robisz z siebie idiotę?

Zdarzają się przykre sytuacje, chociaż nie… Nie nazwałbym ich przykrymi, bo podchodzę do wszystkiego z dystansem. Ale tak, zdarza się, że ktoś spojrzy na ciebie jak na bezdomnego albo jak na osobę, która prosi o pieniądze. Wynika to z tego, że są różni ludzie i każdy ma inny pogląd, prawo do postrzegania drugiego człowieka na swój własny sposób. Jeśli więc ktoś patrzy na mnie jak na bezdomnego, nie mam nic do niego, niech podąża swoją drogą. Ale są też przecież ludzie, którzy zobaczyli we mnie prawdziwego artystę, zostali do końca pokazu, przybili „piątkę” i powiedzieli: "Wow! To było fajne!"

Każdy wystawia indywidualną ocenę, może kiedyś byłem bardziej podatny na krytykę i bardziej się nią przejmowałem, ale z biegiem czasu się to zmienia. Wiem, że robiłem swoje, bawiłem się świetnie z ludźmi i takich pozytywnych reakcji było najwięcej.

Czytając charakterystykę Ciebie i Twoich pokazów w różnych miejscach, wielokrotnie można natrafić na stwierdzenie, że wyróżnia Cię świetny kontakt z widzami.

Uwielbiam interakcje i to właśnie one sprawiły, że pokochałem pokazy uliczne. Na początku, robiąc występy na ulicy i nie nawiązując kontaktu, nie czułem żadnej więzi z publicznością. W momencie, kiedy zacząłem do interakcji przywiązywać większą wagę, przypomniałem sobie siebie z liceum. Przez jakiś czas byłem przewodniczącym szkoły, zawsze lubiłem mieć kontakt z ludźmi, nawiązywać nowe znajomości, spotykać się z przyjaciółmi na imprezach. Zacząłem więc traktować pokaz jak wspólną zabawę – taką małą, bezalkoholową imprezę (śmiech).


© facebook.com/JustEdiShow



Ludzie chętnie wchodzą w interakcję?

Generalnie tak. Po czasie, kiedy masz już wypracowane swoje techniki, aby zrobić na publiczności duże wrażenie i rozluźnić ją, to nawiązanie kontaktu nie jest trudne.

Na początku naszej rozmowy wspomniałeś, że zjeździłeś praktycznie całą Europę. Gdzie dokładnie dotarłeś ze swoimi pokazami?

Występowałem w Mediolanie, Paryżu, Pradze, Londynie, Edynburgu, Wiedniu i Berlinie. Na różne sposoby kontaktowałem się z widzami. Czasami po angielsku, a czasami pantomimicznie. Najtrudniej było we Francji, tam pokaz po angielsku totalnie „nie siadał”.

Byłeś też podobno w Indiach?

Super wspominam ten wyjazd, bo to zupełnie inny świat. Tam wykonywałem pokazy zarówno na estradzie, jak i na ulicy. Na moim kanale na YouTubie (Just Edi Show – przyp. red.) jest do obejrzenia jeden z takich pokazów w Bombaju. W pobliżu było ok. 20 osób i organizator występów ulicznych. Powiedział do mnie: "W Polsce jesteś dobrym artystą ulicznym, przyciągasz tłumy, zrób tak, żeby tutaj też przyszło kilka tysięcy osób". Byłem wtedy zmęczony, bo miałem za sobą 25-godzinną podróż, ale pomyślałem: "Ok, spróbuję". Zrobiłem wszystko, co mogłem, a do tego doszedł jeszcze jeden aspekt. W Indiach ludzie bez przerwy używają telefonów i zaczęli do siebie pisać SMS-y, że coś fajnego się dzieje i żeby inni przychodzili. Czułem się, jakby spadali z drzew (śmiech). Na filmie widać, że jest grubo ponad 1000 osób, wszyscy krzyczą, biją brawo.

Ile czasu spędzasz na treningach i przygotowywaniu swoich pokazów?

Każdy pokaz to trening, każda interakcja ze sztuczkami to utrwalanie umiejętności, więc trudno mi to zdefiniować. Jeśli chodzi o nowe triki, to ćwiczę przynajmniej godzinę dziennie. Kiedyś trenowałem po cztery-pięć godzin.

Nad jaką sztuczką najdłużej pracowałeś?

Najdłużej pracowałem nad sztuczką, którą zamierzam zaprezentować w finale „Mam Talent”. Będę trenował cztery tygodnie, żeby ją wykonać. Ale najtrudniejszą pracą było uwierzenie, że jestem w stanie to zrobić. Już dawno temu trafiłem na tę sztuczkę, ale aż do wczoraj (rozmawialiśmy 28 października – przyp. red.) nie wierzyłem, że jestem w stanie ją wykonać. I teraz mam miesiąc na jej naukę i dopracowanie.



Zdarzyło się kiedyś, że ktoś zdemaskował którąś z Twoich sztuczek?

Nie, jeśli już, to raczej w formie żartów i luźnych rozmów. Ale generalnie takie rzeczy się nie zdarzają.

To może zdradziłeś komuś, jak wykonać jakiś trik?

Tak. Czasami znajomi proszą mnie, żebym ich nauczył czegoś prostego, bo chcą pokazać np. swojej dziewczynie. Ale nigdy nie zdradzam swoich największych sekretów.

A sztuczka z „Mam Talent” z monetą wyginającą się w dłoni?

Tego nie zdradzam!

A gdyby Agustin Egurrola nie wcisnął "złotego przycisku", to byś zdradził?

Wtedy bym zdradził. Ale dobrze wiedziałem, co się stanie (śmiech).

(Wideo z tego występu możecie zobaczyć TUTAJ.)


© facebook.com/JustEdiShow



Wystąpiłeś w telewizji, jesteś teraz rozchwytywaną osobą. Na jakich największych imprezach występowałeś?

Na dużych wydarzeniach występowałem już przed „Mam Talent”. Teraz po dotarciu do finału programu telefony dzwonią od rana do nocy i to jest świetne, bo pozwala mi rozkręcić działalność festiwalową na dobrym poziomie. Moim zdaniem to wszystko prowadzi do tego, że w Polsce niedługo będą organizowane największe festiwale uliczne w Europie, bo mamy ambicje do organizacji takich imprez. Im większe jest zainteresowanie ludzi, tym ja mogę im więcej z siebie dać. Tylko czekać na sezon wiosenno-letni, kiedy będziemy spotykać się na ulicy na ogromnych festiwalach.

Wracając do pytania, występowałem na imprezach organizowanych przez największe media, brałem też udział w realizacjach telewizyjnych, moje pokazy odbywały się właściwie na wszystkich większych festiwalach w okresie letnim.

Na swoim Facebooku publikujesz sporo zdjęć z artystami i celebrytami. Spotkanie z kim najlepiej wspominasz?

W każdej osobowości można odnaleźć coś innego, ale wielkie emocje towarzyszyły mi na przykład, kiedy spotkałem się z zespołem Afromental i robiliśmy razem sztuczki. Ich reakcje były kosmiczne! Bardzo lubię ten zespół, chłopaki są świetni. Bardzo miło wspominam też spotkanie z Martyną Wojciechowską, która zaprosiła mnie do siebie do domu, zrobiliśmy sztuczki z nią i jej córką, rozmawialiśmy długo. To niesamowicie inspirująca osoba, którą podziwiam, więc tym bardziej miło mi było się z nią spotkać. Zespół LemON też bardzo lubię. Każdy artysta, z którym się spotkałem, jest wyjątkową osobą – w końcu dlatego są w tym miejscu, w którym są.



W „Mam Talent” byłeś już wcześniej dwa razy, ale dopiero teraz udało Ci się dotrzeć do finału. Co się zmieniło od tamtej pory?

Na pewno dojrzałem do tego, czym jest ten program, jak się go odbiera i czemu służy. W poprzednich edycjach powtarzałem sobie: "chcę przejść do półfinału, chcę przejść do półfinału...". To było moje marzenie, które teraz się spełniło, ale wtedy bardziej nastawiałem się na to, że chcę przejść dalej, a nie myślałem o tym, że jestem tam w 100% dla ludzi. Zrozumiałem to dopiero teraz. Ja daję im show, a oni decydują, czy im się to podoba i czy przechodzę dalej. I z takim nastawieniem udało mi się dotrzeć do finału. Wiem, że to nie jest program, gdzie najważniejsze jest zwycięstwo. To program o robieniu show dla publiczności. Taka myśl towarzyszyła mi na backstage'u, gdzie widziałem też innych artystów. Pomyślałem sobie: "jesteśmy drużyną. Wyjdźmy na scenę i zróbmy show".



Wracasz czasem do Radomia, z którego pochodzisz?

Jasne! Jak tylko mam wolną chwilę, to wracam. Mam tam młodszego brata, którego uczę sztuczek i razem się wygłupiamy. Kilka dni przed naszą rozmową też byłem w Radomiu i niedługo znów tam jadę.

Co chciałbyś robić po finale „Mam Talent”?

Chciałbym wykorzystać możliwości, które się pojawiają, do organizacji festiwali. Ludzie pożądają tego typu imprez. Tam, gdzie występowałem, ludzie chcieli nawiązać ze mną współpracę na następny rok. To jest tak piękna sztuka i tak bliska ludziom, że chciałbym organizować takie festiwale w każdym większym mieście w Polsce. Żeby to były imprezy na kółkach. Żeby ludzie np. z Warszawy jechali za nami do Łodzi i odwrotnie. Marzy mi się, aby zasięg tych festiwali był tak duży, że kiedy artysta zrobi pokaz uliczny, to przyjedzie na niego kilka tysięcy osób. W Radomiu udało nam się zebrać dwa tysiące, co jest świetnym wynikiem, jak na to miasto. Zresztą mamy tam zawsze bardzo pozytywny odbiór i na 2017 rok planujemy coś naprawdę spektakularnego. No i w przyszłym roku celujemy też w Warszawę.


© facebook.com/JustEdiShow



Myślicie też o występach za granicą?

Ja to mam polski organizm, więc wolę występować w Polsce (śmiech).

To jak Ty tak ciągle podróżujesz, to gdzie właściwie mieszkasz?

I w Warszawie, i w Radomiu. W Radomiu mam dom rodzinny, a w Warszawie pomieszkuję od czasu do czasu. To jest trochę taki stereotyp ciągłego jeżdżenia. Jest miesiąc, że jesteś w podróży 15 lub 20 dni, a jest miesiąc, że tylko 10, a resztę masz dla siebie. Z tym, że ja uwielbiam podróżować, więc nawet jak mam wolne, to gdzieś jadę – pozwiedzać, spotkać się ze znajomymi. Potrzebuję też jednak czasami kilku dni na odpoczynek i wtedy poświęcam czas np. na ćwiczenia lub zwyczajne siedzenie w domu. Ostatnio plan mam jednak mocno napięty. Po naszej rozmowie muszę jeszcze podjechać do studia, aby skonsultować mój pomysł na finał "Mam Talent" z reżyserem – on dokładnie wie, jak to wszystko trzeba ująć, ustawić i pokazać.

Rozmawiała Aleksandra Podgórska, dziennikarka warszawa.naszemiasto.pl
Zdjęcie główne: facebook.com/JustEdiShow
  •  Komentarze

Komentarze (0)